dlaczego nienawidzę supermarketów?

Parametry wymyślane przez ekono-socjo-psycho-urbanistów dla określenia parametrów zadowolenie z miejsca zamieszkania zawsze są niezwykle idiotyczne. Jak wiadomo "wielkomiejskość" (która dla mnie jest wprost proporcjonalna do zadowolenia z przebywania w danym mieście) mierzymy tylko dwoma, ale za to NIEZAWODNYMI, parametrami: jakością kebabu oraz skalą miejskiego targowiska z jedzeniem zwanego bazarkiem. Jeśli Batumi oceniać przez pryzmat tego drugiego parametru, to jest absolutnie fantastycznym miejscem do życia! Bazar z żywnością mieści się w dużej dwupiętrowej hali, pochodzącej zapewne z lat 70. Cały dół zajmują: owoce i warzywa, kasze, mąki, kiszonki oraz stoiska rzeźnickie, natomiast górę sery, tradycyjne słodycze, tradycyjne wędliny i drób.
Zdecydowanie nie jest to miejsce dla osób wychowanych w kulcie chloru, lodówek oraz aseptycznych woreczków jednorazowych. Jest to TARG. 



Produkty spożywcze leżą na stołach (a nie w lodówkach czy chłodziarkach): rzędy przeróżnych miejscowych serów, świeżego solonego masła w drewnianych wiadrach, niezliczonych rodzajów twarogów, serów wędzonych, krowich, kozich... Czego dusza zapragnie! Ogólnie serowarstwo gruzińskie jest typowo pasterskie, więc nie ma tu serów typu holenderskiego, czyli po prostu dojrzewających serów żółtych (zapomniałam już jak smakuje kanapka z goudą!). Sery, które tu się wytwarza, to rodzina serów, które mnie najbardziej kojarzą się z oscypkiem: wędzonym i surowym, sporządzane z różnych proporcji mleka krowiego i koziego, słone jak feta lub całkiem delikatne. Poza tym twarogi: od całkiem "europejskich" po tak "miejscowe", że gdy spróbowałam jednego zrobiłam się lekko zielona - smakował jak coś co w międzywojniu nazywano serem zgliwiałym... Fuj!!!





W ogóle cała ta bazarowa czereda jest  zżyta - przekrzykują się non stop, śmieją się, jedzą, piją koniak, palą papierosy razem. Takie zachowanie obowiązuje też wobec klientów: są niezwykle serdeczni, ale każde nawet króciutkie zatrzymanie się przy stoisku skutkuje milionem pytań "czego potrzeba? co zapakować? co dołożyć? etc", ale za to wszystkiego można spróbować, pomarudzić, długo wybierać. O ile oczywiście opanuje się zawrót głowy na widok tej masy kolorów, smaków, faktur i zapachów.









Kompletnym novum dla mnie są tradycyjne gruzińskie słodkości: nie są one oparte na czekoladzie, tylko na orzechach i owocach. Absolutną podstawą, jeśli chodzi o orientowanie się w gruzińskich specjałach, jest czurczchela, czyli orzechy (włoskie, laskowe) nawleczone na nitkę i moczone w soku z winogron zagęszczonym mąką. Tworzy to piękne i pyszne warkocze. Drugim mega odkryciem jest t'hlapi, czyli... hmmm... jakby to opisać: suszone owoce namacza się, miksuje, masę rozwałkowuje i robi się z niej taki owocowy papier :)




Więc ogłaszam: nienawidzę supermarketów! Nieznoszę tego, że muszą tam pracować smutni ludzie, którzy nic nie wiedzą o jedzeniu! Nienawidzę tego, że muszę kupować jedzenie wysokoprzetworzone, od którego się tyje (tu jem non stop, ryj mi się nie zamyka a nie przytyłam nawet kilagrama, a nie prowadzę nazbyt aktywnego stylu życia)! Nienawidzę sztucznego chleba, bladych pomidorów, ogólnej polskiej ignorancji w stosunku do warzyw, tego że przyprawy mogę kupić tylko od jakiegoś kamisa i że zimą nie ma nic świeżego! Hala Targowa to pokazówa dla turystów, gdzie wszystko jest w horrendalnych cenach, a pochodzi od tych samych przemysłowych dostawców, którzy obsługują supermarkety. ZERO NA ŚMIECIOWE JEDZENIE!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz