eh, te tureckie podróbki

Nie to żebym była rasistką, po prostu jakoś nie przepadam za Turkami... W sensie w powieściach Pamuka to wszystko jest tak niesamowite (jak w "Muzeum Niewinności" na przykład), ale potem, gdy moim szefem był Turek, okazało sie to bardzo męczące. No nie wyobrażam sobie siebie w Turcji, ani jeszcze więcej Turcji w Europie (aczkolwiek kebeb w Berlinie- mistrz!)...
Dziś jednak dałam się skusić. Wracałam "turecką" ulicą i mijałam niedawno otwartą cukiernię, z witryny której "merhaba! bana yemek!" wołały do mnie kawowe beziki... Jako, ze poza jednym bandyckim napadem na pudełko eklerów, nie jem tu wcale słodyczy - stwierdziłam, ze coś mi się w końcu od życia należy! Po długim namyśle (ku irytacji tureckich sprzedawczyń) zdecydowałam się jednak nie na baklawę (szczerze to nie przepadam... po złych doświadczeniach, gdy w przypływie jakiegoś mrocznego szaleństwa zafundowałam sobie rzeczoną na Dworcu Centralnym).
Wybrałam coś, co wyglądało jak jakiś rodzaj creme brulee. Miseczka. Na górze skorupka z karmelu. Trach! i łyżeczka ląduje w środku. A tam mega mega gęsty... ryż na mleku :) Wykończą nas te tureckie podróbki!

PS Ale było tak smaczne, że zdjęcia się nie zdążyło zrobić... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz